Swój pierwszy eksperyment przeprowadziłem na sobie wiele lat temu. Jako trzynastoletni chłopiec opuściłem moją wioskę i zacząłem drugi rok w gimnazjum. Po kilku miesiącach zdałem na trzeci rok, a po następnych sześciu na na rok czwarty. Pozostawałem tam i pracowałem nocami wskutek czego bezwiednie niszczyłem własne zdrowie. Byłem prymusem jeszcze przed ósmym rokiem gimnazjum. Gdy miałem 18 lat  doszło do takiego momentu, w którym zarówno moje rezerwy siły fizycznej jak i mentalnej były kompletnie wyczerpane. Pod wpływem mojego ojca - entuzjastycznego zwolennika nauki - uświadomiłem sobie, że zagrożenie nie zdania matury wisi nad moją głową niczym miecz Damoklesa.
Prędzej bym umarł, niż nie zdobył mojego świadectwa maturalnego, jednak wszystkie lekarstwa, które brałem zawodziły. Nie pozostało mi nic innego jak spróbować pomóc sobie samemu. Spałem coraz dłużej i dłużej, aby uspokoić moje skołatane nerwy i zyskać więcej siły. Opuszczałem przez to coraz więcej zajęć w szkole. Jednak im dłużej spałem, tym bardziej słaby, chory i przygnębiony się stawałem. Cierpiałem nieustannie z powodu słabego przepływu krwi do mózgu, co uniemożliwiało mi jasne myślenie, a także przeszywające bóle w klatce piersiowej, pocenie się rąk i stóp oraz zastój jelit, których nie mogły złagodzić żadne dostępne metody leczenia. Odcień mojej skóry był żółtawy, a moja klatka piersiowa wąska, poza tym moja postura była normalna. Doktor zdiagnozował katar płucny. Miałem szybkie tętno, mój układ nerwowy był podekscytowany, natomiast aktywność intelektualna zahamowana przez przekrwienie i nerwową ekscytacje. Trawienie było nadzwyczaj powolne; opróżnienie jelit następowało powoli w odstępach co kilka dni. Lekarstwa dalej nie pomagały. Byłem żałosnym, przechodzącym męki stworzeniem. Lekka i tymczasowa ulga przyszła po leczeniu wodą, ale moja sytuacja i tak pozostawała bez zmian. Jako przykład przygnębienia, żałosnej istoty, mój stan był oczywistą konsekwencją szkodliwego i jednostronnego rozwoju intelektu, który nie wie albo nie chce wiedzieć, że silny umysł może życ tylko w silnym ciele. * Na co komu wysławianie na zajęciach szkolnych harmonijnego rozwoju i wyrafinowanego rozumienia natury posiadnej przez starożytnych greków, jeśli w praktyce i tak nie działa się według ich przykładu, a raczej odwrotnie?
Potrzeba jest matką wynalazku; dlatego też postanowiłem skrócić za długi czas snu, który tak negatywnie na mnie wpływał. Im dłużej podążałem w tym kierunku i wcześniej chodziłem spać, tym więcej zyskiwało na tym moje zdrowie. Jednak wciąż nie miałem wystarczająco siły, aby sprostać codzienności w gimnazjum (co było zdecydowanie zbyt "trudne" dla mnie).
Na szczęście przyszło mi na myśl, że tak jak wszystko we wszechświecie sen musi także żadzić się prawami natury i dlatego też powinien posiadać najbardziej orzeźwiające właściwości, a także leczyć. Do ocalenia potrzebowałem już teraz tylko odpowiedniej pory dla snu. Podczas długotrwałych eksperymentów, w nieogrzewanym pomieszczeniu - także w zimie - przesuwałem mój czas snu coraz bliżej godzin poprzedzających północ. Wstawałem, zazwyczaj bez pomocy z zewnątrz o 5, 4, 3, 2:30, 1 w nocy, o północy, a także pomiędzy tymi godzinami porównując obiektywnie i bezstronnie efektu różnych czasów snu.

------------------------
* Chociaż wg łacińskiego przysłowia "mens sana in corpore sano" trzeba być świadomym tego, że umysł nieraz triumfował nad słabym lub nawet chorym ciałem. Czego przykładami są Spinoza, Kant or Schiller, a także wielu nieznanych bohaterów życia codziennego.                                                                          przypis A. Tienes.

Pewnego wieczoru, po nieudanych próbach z wczesnymi godzinami snu poszedłem spać krótko przed godziną 19 (czas do którego się odnosimy nie jest czasem standardowym, a zawsze czasem słonecznym, i musi być ustawiony odpowiednio) i spałem do godziny 23:20. Obudziłem się sam, po czym wstałem natychmiast i doświadczyłem długo oczekiwanego, upragnionego efektu, który przesunął mnie o krok w przód w moich badanich, co przyjąłem z entuzjazmem. Nagle, ni z tego ni z owego, nowe życie weszło w moje zmęczone ciało: niewątpliwie mój żąłądek rozpoczął trawić; uspokoiły się skołatane nerwy; umysł stał się czystszy; przybyła odwaga i nadzieja. Pełna koligacja ze wszechświatem została osiągnięta, moje prawie nadludzkie zmagania zakończyły się sukcesem. Jednak nie zawsze udawało mi się utrzymywać stale tego  samego czasu snu, gdyż przeszkadzały mi w tym obowiązki szkolne. Mimo to mój stan zdrowia poprawił się tak bardzo, że udało mi się zdać maturę na czas.
Jako student żyjący w zgodzie z naturą, szybko stałem się rześki i pełen wigory. W pierwszym semestrze moich studiów, na wiosnę wybrałem małomiejski uniwerystet jako wystarczający dla moich potrzeb, bardziej ze względu na zdrowie, niż dla samej nauki. Wprowadziłem się do małego, taniego i spokojnego pokoju wynajmowanego przez zegarmistrza. On zajmował się chronologicznym czasem, a ja naturalnym. Wkrótce byłem wystarczająco zdrowy, pogoda pozwalała na regularne spacery o 1 godzinie w nocy. Nocny stróż mojej kwatery z którym nie raz rozmawiałem, był zaskoczony, że widzi mnie kompletnie trzeźwego o tak późnej godzinie, gdzie inni studenci o tej porze wychodzili z tawern i szli przez ulice zachwianym krokiem robiąc sporo hałasu. W krótkim czasie dałem sie poznać nocnemu stróżowi oraz innym ludziom jako typ samotnika. Kiedy tylko zaczynał się wschód słońca, wychodziłem je przywitać. Dla mnie każdy poranek był ceromonialnym nabożeństwem w oszałamiającej, barwnej i radosnej świątyni natury pod wpływem której ciało, umysł i dusza wkrótce wyzdrowiały. Kiedy wróciłem do swojej wioski po tym przypominającym raj letnim semestrze, ku zaskoczeniu wszystkich, którzy znali mnie wcześniej, stałem się nową osobą. Pracowałem w domu przez długie wakacje na farmie prowadzonej przez moich rodziców, co regularnie przeszkadzało moim studiom zarówno późnym latem i jak i na wiosnę. Pracowałem wkładając w to swoje serce w ogrodzie, na polu, w oborze, stodole, aż w końcu stałem się silnym i rosłym młodym mężczyzną, który był pewny swej siły i zdrowia.
Na tych wakacjach stało się faktem, że aby zdobyć najwyższy stopień efektywności fizycznej, utrzymywanie stałych godzin snu pomiędzy 19 a 23:20 oraz wstawanie z łóżka zaraz po przebudzeniu było niezbędne. Jeśli przesunąłbym czas snu na późniejsze godziny, moja siła i efektywność obniżałyby się wprost proporcjonalnie w porównaniu do planowego czasu snu. Takie same doświadczenie mam odnośnie mentalnej efektywności.
Potem stosowanie przeze mnie naturalnego snu nie było już konieczne: przewlekłe choroby zostały zastąpione przez niespożyte siły i zdrowie, które przetrwały najcięższe próby. Można zrozumieć wyniki tego eksperymentu jak się chce: jednak fakty są niepodważalne. Jest to logiczne rozwinięcie doświadczeń tysięcy lat.


 
2. EKSPERYMENT AUTORA